niedziela, 20 września 2015

Rozdział 18

#Perspektywa Marty
  Podróż minęła mi bardzo szybko. Nawet się nie obejrzałam, a już żegnaliśmy się z Justyną i Kurasiem i ruszyliśmy w stronę samochodu. W samolocie ustaliliśmy, że jedziemy prosto do moich rodziców i tak też zrobiliśmy. W samochodzie miałam jeszcze mnóstwo czasu na wspominanie, ponieważ to Zibi kierował. Trochę się bałam reakcji rodziców. Znaliśmy się ze Zbyszkiem tak krótko, a już byliśmy zaręczeni, ale wiem też że mama i tata polubili go gdy spotkali go po raz pierwszy, więc jestem dobrej myśli. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się w Wałbrzychu. Stanęliśmy pod drzwiami mojego rodzinnego domu. Drzwi otworzyła mama.
-Martuśka! Jesteście już! Witaj Zbyszku!
-Cześć mamusiu! Jest tata?
-Tak jest w salonie.
-To chodźmy się przywitać.
  Weszliśmy do salonu. Po minie Zbyszka wiedziałam że jest zdenerwowany i to strasznie. Złapałam go mocniej za rękę.
-Cześć córciu!
-Witaj tatusiu.
-Chciałbym państwa o coś zapytać- odezwał się Zbyszek
-Słuchamy.
-Chciałbym prosić państwa o rękę państwa córki. Ona się już zgodziła.
  Nawet nie wiem kiedy mama już płakała i tuliła się do mnie.
-Czyli zgadzacie się państwo.
-Jasne że tak. Jesteśmy na prawdę szczęśliwi.
#Perspektywa Bartka
  Moje kochanie usnęło mi w trakcie lotu na kolanach. Nie powiem, ale nie pomogła mi tym wcale. Całą drogę siedziałem jak na szpilkach. Nienawidzę latać. Modliłem się o jak najszybsze lądowanie. Po prostu wolę twardo stąpać po ziemi niż latać w obłokach. Justysia mówiła, że lot minął jej strasznie szybko, a mnie zdawało się, że leciałem co najmniej rok. Może to i dobrze? Dzięki temu miałem dużo czasu na przemyślenia. No i w końcu coś postanowiłem. Chcę ją przedstawić rodzicom i to jak najszybciej. Jestem pewny, że to super pomysł i że rodzicom bardzo się spodoba, a i Kuba będzie zachwycony. Odebraliśmy już bagaże i ruszyliśmy w stronę parkingu.
#Perspektywa Justyny
  Siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy w stronę domu moich rodziców, kiedy Bartek, nie ukrywam, strasznie mnie przestraszył.
-Justynko! Mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia.
-Słucham, ale już się boję co chcesz mi powiedzieć.
-Bartek?! Co ma znaczyć to "chyba"?!
-Nie, nie! Spokojnie!
-No dobra,ale mów wreszcie!
-A więc...
-Nie zaczyna się zdania od "a więc"-zaczęłam się śmiać
-Justyna! To chcesz wiedzieć czy nie ?!
-No chce, chce! Mów!
-A więc- popatrzyłam na niego z krzywusa- podjąłem bardzo ważną decyzję. Chcę cię zaprosić na kolację.
-Nie no Bartek, nie przesadzaj. To była na prawdę bardzo ważna decyzja.- przedrzeźniałam go
-Tylko, że ...nie chodzi o taką zwykłą kolację...
-A jaką?!
-No wiesz...taką u mnie w domu...z moimi rodzicami...
-Chyba się przesłyszałam! Jak to z Twoimi rodzicami ?!
-No normalnie. Kocham Cię i chcę by poznali Cię moi rodzice. To chyba normalne. No chyba, że ty mnie nie kochasz no to...
-Wariacie! Jasne, że Cię kocham! Tylko po prostu nie jestem gotowa.
-Ale kotku, nie ma się czego bać. Moi rodzice nie gryzą i są na prawdę bardzo fajni i jestem pewny, że się spodobasz.- uśmiechnął się uroczo.
-Ale nie jest za wcześnie? Znamy się tak krótko...
-Kochanie. Pomyśl sama: Zibi i Marta poznali się tego samego dnia co my i już są zaręczeni, a Ty boisz się pokazać moim rodzicom. A Twoi ?Nie chcą mnie poznać?
-Jasne, że chcą. Ale...
-No, czyli ustalone. Jutro widzimy się u mnie na kolacji.
-Jutro?! Chyba zwariowałeś?!
-Tylko na twoim punkcie. Chociaż w sumie to nie jestem normalny, więc może faktycznie zwariowałem. Ale tak, jutro. Potem wyjedziemy do Bełka i się wywiniesz, a tego to rodzice mi nie darują. A tak to jutro u mnie a potem u ciebie. Zadowolona?
-Ale ja muszę się jakoś przygotować!
-Nie musisz! Już dawno jesteś przygotowana.
-Skoro tak to niech ci będzie- uległam jego błaganiom
-Jeeej! A tak w ogóle to właśnie dojechaliśmy na miejsce.
-Dziękuje mój szoferze.
-Ależ nie ma za co.
-Wejdziesz?
-Nie. Muszę ostrzec rodziców.
-Ej!
-No już, już! Trzymaj walizki i szykuj się na jutro. Pa skarbie. Kocham Cię.
-Ja ciebie bardziej. Papa wariacie!
#Perspektywa Bartka
-Halo?!
-Halo. Cześć synku. Co tam u ciebie?
-Mam dobrą wiadomość.
-Jaką? Wracasz?
-To też. Ale pasuje żebyś przygotowała na jutrzejsze popołudnie pyszną kolację.
-Niby po co?
-Zaprosiłem Justynę.
-Na prawdę?
-Tak i po głębszych negocjacjach się zgodziła.
-Super. Bardzo się cieszę i nie mogę się doczekać żeby ją w końcu poznać. A tak w ogóle to po co dzwonisz? Przecież zaraz będziesz w domu.
-Tak ale zrób szybko listę co będziesz potrzebować, a ja pojadę na zakupy i wszystko kupię.
-Bartek! Nie poznaję cię. Kiedyś musiałam Cię zmuszać na wyjście na zakupy, a teraz proszę. Justyna ma na ciebie bardzo dobry wpływ.
-Wiem i chyba muszę jej za to podziękować.
-Oj musisz musisz i ja chyba też. Dobra zrobię ci zaraz tę listę i wyślę SMS-em, bo jeszcze się rozmyślisz.
-To do zobaczenia.
-Do zobaczenia. Papa.
#Perspektywa Justyny
-Jest tu ktoś?-weszłam do domu i było całkiem pusto-Halo?! Dlaczego nikt na mnie nie czeka? To ja chyba wracam do tych całych Włoch...
-Justyna?! To Ty?!
-Fabian! Cześć! Chodź do mnie moje kochanie!
-Justysia! Stęskniłem się!-przytulił mnie mocno.
-Ja też mój mały potworze.
-Ej! Nie jestem potworem!
-Oj jesteś, jesteś!- wystawiłam mu język
-Fabian! Z kim Ty rozmawiasz?- zawołała mama
-Justyna wróciła!
-Na prawdę?!
-Tak, tak na prawdę-ucałowałam ją
-Jak ja Cię dawno nie widziałam!
-No nie przesadzaj tak!
-A tak w ogóle: Co tam u Ciebie? Jak Bartek? Jak Wam się układa?
-A dziękuje, super. Jestem szczęśliwa, w końcu.
-Bardzo się cieszę. A kiedy on się pojawi u nas?
-Chyba niedługo...
-Super!-krzyknął Fabian
-A jutro to ja jadę do niego...
-Ale dlaczego się nie cieszysz?
- Bo.... Boję się....
-Czego?
-Jego rodziców, ich reakcji. A co jeśli mnie nie polubią?
-Oj polubią, polubią. Na prawdę nie ma się czego bać. Zaufaj mi. A teraz chodź i zaparzmy herbatkę. Opowiesz mi co się działo w tych Włoszech. A działo się prawda?
-Oj działo, działo...
  Zrobiłyśmy sobie pyszną herbatkę i usiadłyśmy na tarasie. Słońce już zachodziło, więc widać było piękną łunę na niebie. Było cudownie. Przypomniałam sobie te wszystkie spacery po plaży...
-To opowiadaj.
  I tak mówiłam, mówiłam, aż w koncu przypomniałam sobie, że nie powiedziałam jej o najważniejszym.
-Zapomniałam o najważniejszym.
-Tak? A o czym?
-No, bo chyba pamiętasz jeszcze Martę, prawda?
-No jasne, że tak. Jak mogłabym zapomnieć?
-No i Zbyszka chyba też kojarzysz?
-Tak, wspominałaś coś o nim.
-No,bo... oni się zaręczyli!
-Na prawdę? Ale super!
-Prawda. Też się ucieszyłam.
-Czyli wakacje zaliczasz do udanych?
-Jasne, że tak! To były najwspanialsze wakacje w moim życiu!
-No to bardzo się cieszę. Ale mam dla ciebie niestety też złą wiadomość...
-Jaką?-przestraszyłam się
-No bo ja z tatą się już pogodziliśmy z tym, ale...
-JAKĄ?!
-Była tutaj pani Kmaszyńska.
-Co?! PO CO?!
-Bo ona ma dla ciebie kontrakt...
-Chyba sobie żartujesz?! Przecież ostatnio chyba jasno się jej wyraziłam, że już z tym skonczyłam?!
-No tak ale ona się nie poddała.
-No to powiedz jej, że nie jestem zainteresowana. A teraz już idę. Chcę się w końcu wyspać.
-Dobranoc maleńka.
-Dobranoc.
  Jak ona w ogóle śmiała tu przyjść?! Po ostatniej kłótni ja już nie pokazałabym się na oczy. Ale Kmaszyńska jest inna. Ona nigdy nie odpuszcza. Miałam już powoli dosyć tego wszystkiego. Mam tylko nadzieję, że jak już się wyprowadzę do Bełchatowa to to wszystko ustanie.
  Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo jestem zmęczona. Napisałam tylko jeszcze SMS-a do Bartka i natychmiast usnęłam.

Popołudnie następnego dnia...

-Córciu! Zejdź na dół.
-Zaraz.
-No chodź jesteś już gotowa. Bartek już czeka.
-Ale ja się boję.
-Skarbie. Będzie dobrze. No chodź
  Zeszłam. Bałam się okropnie. Z tego wszystkiego brzuch mnie rozbolał.
-Wyglądasz ślicznie. Idź już bo Bartek się niepokoi a Fabian do niego poszedł...
-No dobra idę.
  Wyszłam. Weszłam do tego samochodu, ale siedziałam jak na szpilkach.
-Kotku uspokój się.
-Ale ja się boję...
-Nie bój się będzie dobrze. A tak w ogóle to chyba będziemy mieć problem z moim ojcem...
-Bartek,widzisz? Mówiłam że to zły pomysł/
-No bo wiesz on ma słabość do pięknych kobiet i co będzie jak mi cię odbije..
-Idioto!
-Ej! Nie obrażaj mnie.
-No dobra ale na przyszłość to sobie tak nie żartuj.
-No dobra, dobra. Obiecuję że nie będę.
  No i dojechaliśmy. Stanęłam przed drzwiami i czekałam jak na wyrok....

************************************************************************************
Wiem przepraszam... Ale dodałam... Jak chcecie to mnie zabijcie... JA nie jestem zadowolona z rozdziału, ale podobno jest super. Oceńcie sami.
Pozdrawiamy
JiM

sobota, 5 września 2015

Rozdział 17 #część druga

-To jak zrobisz ze mnie najszczęśliwszego człowieka na świecie? - po jakimś czasie usłyszałem jak mówi....
-To zabrzmiało troszke jak te przeprosiny Bartka na meczu... Pomagał ci?
-No wiesz, tak troszke.... Czyli nie zostaniesz moją żoną?
-Wariacie... Oczywiście że zostanę twoją żoną! Kocham cię.
Wziołem ją na ręce i zaczołem obracać w okół własnej osi. Byłem tak szczęśliwy jak nigdy... Spacerowaliśmy jeszcze jakieś dwie godziny po plaży a później poszliśmy do hotelu, chciałem zamówić taksówke, ale Marta poprosiła o to żebyśmy się przeszli... Oczywiście zgodziłem się. Po drodze rozmawialiśmy o przyszłości, jak to będzie wyglądało... Ja w Rzeszowie, Marta w Bełchatowie.... Ale odległość to dla mnie nie problem.... Nie wiedzieliśmy kiedy znaleźliśmy się już pod hotelem, byliśmy zbyt zajęci żeby się zorientować, w sumie to prawie poszliśmy dalej... Dobrze że Marta w pore go zauważyła.... Po chwili byliśmy już w pokoju, pierwsza  poszła wziąć prysznic a ja za nią, gdy już wyszedłem z łazienki ona spała, położyłem się obok, pocałowałem i przytuliłem... Nie mogłem usnąć, myślałem o tym że jutro już wylatujemy, o tym jak to teraz będzie.... Ale myślenie o tym nic nie zmieni, może o czwartej nad ranem usnołem.
#Perspektywa Marty
Obudziłam się po 10, Zbyszek nadal spał, poszłam do łazienki i się troche ogarnełam, w końcu dziś wylatujemy.... Po jakiś 10 minutach wszedł do łazienki z wielkim bananem na twarzy, podszedł i zaczoł całować a ja odwzajemniałam pocałunki....
-Kocham cię... -wyszeptałam
-Ja ciebie też. Dziękuje...
-Za co?
-Za to że jesteś....
Po 20 minutach byliśmy już na śniaiadaniu, dosiedliśmy się do Justyny i Bartka.... Od razu zauważyli pierścionek i zaczeli nam gratulować, muszę przyznać że Zbyszek ma gust i pierścionek jest cudowny....
Zjedliśmy śnadanie i postanowiliśmy wszyszcy ostatni raz pójść na miasto. Tak też zrobiliśmy, poszliśmy na kawe, ciastko, siedzieliśmy w kawiarni, a także poszliśmy na plaże,.świetnie się bawiliśmy, niestety czas nieubłaganie leciał i zostały tylko 4 godziny do odlotu samolotu, dlatego wróciliśmy do hotelu spakować swoje rzeczy....
Mi to poszło bardzo szybko, sama w to nie wierzyłam, Zbyszek również był w szoku... zostało nam jeszcze troche czasu więc poszliśmy na taras.
#Perspektywa Justyny
Dlaczego te wakacje tak szybko zleziały... Czuje się tak jak byśmy przylecieli tu wczoraj a tyle się już wydarzyło....Te wakacje zapamiętam do końca życia.... Spakowaliśmy się z Bartkiem i wyszliśmy przed hotel, Marta ze Zbyszkiem już czekali na nas, zapakowaliśmy torby do bagażnika i pojechaliśmy na lotnisko. Była godzina 16:40 czyli jeszcze 20 minut do odlotu samolotu... Z takimi wariatami czas się nie dłuży więc te dwadzieścia minut zleciało jak pięć... W samolocie chwile pospałam i lot też bardzo szybko zleciał... Chyba zawsze tak jest że droga powrotna zawsze szybciej mija...
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam rozdział miał być w czartek i go napisałam, ale mi się usunol.... Byłam zła, sama na siebie... Wczoraj nie dałam rady go napisać, miałam gorączke i prawie cały dzień przespałam... Tyle że mecz oglądnełam... Przegraliśmy, ale jestem z nich dumna, bo dobrze zagrali, a wynik to już inna sprawa.... Zebrałam się rano i tak oto jest część 2 :D Mam nadzieję że mi wybaczycie :'( A i jeszcze przepraszam za jakiekolwiek błędy...